Czy wciąż jestem sobą?

Dziwne to uczucie – chorować psychicznie. Mogę się jedynie domyślać i wnioskować z obserwacji – co czują osoby w ogóle nieświadome faktu bycia chorym. Wiem doskonale, co to znaczy: być chorym i codziennie boleśnie tego doświadczać. Mam chorobę afektywną dwubiegunową (CHAD), codziennie mogę i bardzo często doświadczam wielu objawów z nią związanych. Czy ja tak naprawdę kiedykolwiek byłam zdrowa? Czy ja wiem, co to jest być zdrowym, choćby we wczesnym dzieciństwie, choćby po lekach? Czy moje remisje (okresy bezobjawowe) są rzeczywiście całkowite?

A skoro CHAD tak głęboko dotyka mojego życia, zmieniając postrzeganie świata, rozumienie tego, co już spostrzegłem i wypaczając moją odpowiedź – to kim ja jestem NAPRAWDĘ? Pod tą chorobą? I czy istnieje jakieś „ja” pod chorobą, czy ono jest z chorobą złączone nierozerwalnie? Czy CHAD jest moim wrogiem, przyjacielem, częścią mnie, czymś co mnie wypacza, czy czymś zupełnie nie-moim i obcym?

Dobre pytanie…

A dobre pytania same w sobie proszą o pochylenie się nad ich istotą.

W świadomości choroby nietrudno o depersonalizację, ciągłe poczucie, że nie jestem sobą, że jest we mnie coś nie-mojego, nienaturalnego, coś nad czym nie mam kontroli, a wręcz to to przejmuje kontrolę nade mną.

W depresji mogą to być nie-moje myśli o okaleczeniu się albo odebraniu sobie życia. Nie wszystkie są nie-moje, część jak najbardziej ze mnie się wywodzi i do mnie należy – ale część zdecydowanie jest intruzem w mojej głowie. Nie chcę ich, one mnie męczą – a mimo to trwają. I nic nie mogę na nie poradzić. Rozumiesz? Masz wizje swojego ciała rozszarpanego i zanurzonego we krwi, z ropą i wijącymi się robakami, flakami na ścianach i niemożebnym smrodem gnijącego mięsa – i choćbyś nie wiem, jak bardzo się starał, one nie chcą odejść. Prześladują Cię gdziekolwiek się wybierzesz, trwają choćbyś nie wiem czym się zajął. Już rozumiesz czym jest przedsionek piekła?

A w manii to najczęściej rozhamowane, uchachane i totalnie odrealnione „ja”, niekiedy z psychozą, co jest już totalnym koktajlem Mołotowa. Aż się prosi o eksplozję i zniszczenie wszystkiego wokół. Kiedy tuż po fakcie wiesz, że przekląłeś przy pacjencie, czego Ci absolutnie robić nie wolno. Ale Ty wiesz PO fakcie, że to JUŻ ZROBIŁEŚ. Uważasz, że możesz wszystko, łącznie ze sprawami, które wcześniej uznawałeś za niemoralne, niepotrzebne, niemożliwe czy po prostu toksyczne. Uprawiasz seks ze swoim eks. Kupujesz mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Bierzesz pożyczkę, na którą Cię nie stać, i wykupujesz dwutygodniowe wczasy na Teneryfie. Zapijasz lekami alkohol. I nie słyszysz, nawet z oddali, tego „prawdziwego ja”, które mówi, że chyba zwariowałeś, że to robisz.

No tak, właśnie tak – zwariowałeś. Jesteś wariatem. Niespecjalnie odpowiadasz za swoje czyny, co jednak nie jest usprawiedliwieniem – jest przerażającą, niekontrolowalną i nieokrzesaną siłą miotającą Cię od jednego głupstwa do drugiego. Pokazującą Ci obrazy, których widzieć nie chcesz. Mówiącą Twoimi ustami rzeczy, których mówić nie chcesz. I guzik na to poradzisz.

Czasem myślę, że skoro i tak guzik mogę poradzić, to wolałabym już niczego nie być świadomą. Ale to błąd. Trzeba być tego wszystkiego świadomym, trzeba się wstydzić za siebie, trzeba przepraszać za rzeczy, które zrobiłeś TY-nie-TY. Bo tylko ta droga prowadzi do zalążków jakiejkolwiek kontroli. Ta bolesna, niesprawiedliwa, frustrująca droga – przez własną niemoc, milion pytań bez odpwoiedzi, przez wstyd i lęki, przez rozbijanie głową muru.

I tylko czasami pytam siebie (kogo?), czy ja jeszcze w ogóle siebie (kogo??) rozumiem…

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij